Człowiek może znieść bardzo dużo, lecz popełnia błąd sądząc, że potrafi znieść wszystko
(Fiodor Dostojewski)
Na dworze wiał delikatny wiatr, słońce muskało ciepłymi promieniami, a gdzieniegdzie przebijały się pierwsze krokusy. Po zie-leniejącej się trawie biegały psy. W pobliżu stali ich właściciele, przyglądając się im z za-chwytem. Englischer Garten z wolna wypełniał się turystami i miejscowymi, a ławeczki zapełniały spragnionymi wiosennego ciepła spacerowiczami.
Przyglądałam im się w zadumie, gdy siedząca obok dziewczyna niespodziewanie wyrwała mnie z zamyślenia. Z torebki wyciągnęła zwiniętą karteczkę i wręczając mi ją, przyjaznym głosem poprosiła:
– Mogłabyś mi to przeczytać? Popatrzyłam na nią lekko zdziwiona.
– Bo ja ciągle mam problemy z ręczną pisownią – ciągnęła, widząc moją minę.
Nie śpieszyło mi się do czytania.
– Sakina jestem – wyciągnęła dłoń, przedstawiając się.
Jej piękna azjatycka uroda i bardzo miłe usposobienie całkowicie zbiły mnie z tropu. Zastanawiałam się, czy jest Japonką, Wietnamką, a może Koreanką. W żaden sposób nie mogłam jej zaszufladkować. Ładna, sympatyczna, ubrana w dżinsy i granatową kurtkę, o długich czarnych włosach, brązowych oczach i anielskim głosie nie pasowała do żadnego typu azjatyckiej urody, jaki do tej pory znałam.
– Bo u nas w kraju kobietom zabronione jest pisać i czytać. Dopiero tutaj się nauczyłam, ale jak ktoś napisze coś ręcznie, to mam problem − tłumaczyła najuprzejmiej jak mogła.
– A z jakiego ty kraju pochodzisz? – zapytałam totalnie zszokowana tym, że są jeszcze państwa, gdzie kobietom nie wolno się uczyć.
– Z Afganistanu – odparła.
– A jak długo tu mieszkasz?
– Cztery lata. Pisać nauczyłam się w „Szkole dla kobiet” − zaczęła swoją opowieść. Opowieść szokującą i zapierającą dech w piersiach, wręcz niewiarygodną, ale autentyczną.
Pięć lat temu wyruszyła z Afganistanu do Niemiec. Wędrówka, o ile można to nazwać wędrówką, trwała rok. Większość drogi pokonała na piechotę i tirami. Z Afganistanu przedostała się do Pakistanu, później Iranu, Turcji i w końcu do Grecji. Stamtąd przyleciała samolotem.
– Nie mieliśmy pieniędzy, więc nie stać mnie było na przyjazd tutaj − zakończyła swą krótką opowieść o najdłuższej włóczędze życia.
– A masz kontakt z mamą? – zapytałam, spoglądając na jej komórkę.
– Nie. Ona nie ma telefonu.
– To znaczy, że twoja mama od pięciu lat nie ma pojęcia, gdzie ty jesteś i czy nawet żyjesz?
– Nie – w jej oczach pojawiły się łzy.
– Ale skoro teraz umiesz pisać, to możesz do niej napisać.
– Ale ona nie umie czytać − Sakina popatrzyła na mnie jak na kogoś z innej planety, kto niczego nie rozumie. − A ja nawet nie umiem pisać w moim języku, tylko po niemiecku − dodała po chwili.
Trudno mi sobie wyobrazić, że gdzieś daleko, a nawet blisko nas, żyją kobiety, którym zabrania się uczyć, pracować, korzystać z usług lekarza, wychodzić z domu, które nie mają żadnych praw, a „mordy honorowe” na nich są codziennością. Na dodatek w wieku trzynastu lat muszą wyjść za mąż. Tyle lat miała mama Sakiny, gdy wychodziła za mąż, i zdaniem Sakiny jej siostra też jest już mężatką, bo w tym roku skończy czternaście lat.
Życie afgańskich kobiet to życie pełne terroru, przemocy i strachu. Ciężko jest znaleźć kobietę, która nie doświadczyłaby przemocy fizycznej. Pomimo uchwalonej w 2004 roku konstytucji gwarantującej kobietom równouprawnienie i zezwalającej im na uczęszczanie do szkół – i podawanym przez rządowe agencje informacjom, że do szkół uczęszcza 2,5 miliona dziewczynek − Sakina, która niedawno skończyła dwadzieścia lat, urodziła się i wychowała w Kabulu, nie zna żadnej kobiety, która chodziłaby do szkoły i umiałaby pisać.
Afganistan jest krajem, w którym sytuacja kobiet należy do najgorszych na świecie. Kobiety traktowane są w nim jak własność mężczyzny, który może z nimi zrobić, co zechce. W Niemczech żyje 255 tysięcy Afgańczyków wychowanych w kraju, w którym prawem jest słowo Allaha. Jak wielu z nich jest w stanie się zmienić, uszanować kobietę i zaakceptować jej niezależność?
Obecnie Sakina mieszka i pracuje w Altersheimie w centrum Monachium, jest jedyną Afganką wśród całego personelu, a popołudniami i wieczorami uczy się niemieckiego, bo jak powiedziała, to jedyne, co pozwala jej nie myśleć, bo gdy tylko zamknie oczy, to koszmary z tułaczki wracają i nie pozwalają zasnąć.
Na moje pytanie, czy gdyby wiedziała, że czeka ją taki koszmar, głód i przemoc, wyruszyłaby jeszcze raz w drogę, odpowiedziała, że nie miała wyjścia, że nie zastanawiała się nad tym, co ją czeka, bo tato i dwudziestoletni brat zostali zabici, a one musiały uciekać.
Jak napisał Dostojewski: „człowiek może znieść bardzo dużo, lecz popełnia błąd sądząc, że potrafi znieść wszystko”. Miejmy nadzieję, że koszmary Sakiny pewnego dnia znikną, a tęsknota za najbliższymi przestanie doskwierać.
Artykuł oryginalnie ukazał się w magazynie Moje Miasto – Marzec – Kwiecień 2018